piątek, 8 lutego 2013

069."Letnia przygoda" Kate le Vann

Źródło
Ludzie od zawsze przejawiali i nadal przejawiają tendencję do interesowania się życiem innych ludzi. Zjawisko to zaobserwować możemy choćby w rosnącym zainteresowaniu blogami o codziennym życiu czy liczbie książek o podobnej tematyce. Wiele osób uważa książki młodzieżowe za gorsze od innych, "niegodne prawdziwego czytelnika". A ja uważam, że dobra młodzieżówka nie jest zła.

W książce "Letnia przygoda" Kati le Vann poznajemy historię dwóch przyjaciółek (Samanthy i Rachel), które wybierają się na zagraniczną wymianę do Francji. Na miejscu trafiają do różnych rodzin i oddalonych od siebie domów. Lato to jest magiczne i nietypowe dla obu dziewczyn, ale wystawia ich przyjaźń na ciężką próbę.

Fabuła książki jest typowa dla książki młodzieżowej. Jest zwykłą historią dwóch zwyczajnych nastolatek. Po krótkim opisie z okładki możemy się spodziewać "lekkiego czytadła" i to właśnie dostajemy. Jest to jedna z tych książek, które czyta się szybko, z przyjemnością, a po pięciu minutach zapomina się, że w ogóle czytało się taką książkę.

Styl pisania autorki jest zwyczajny. Nie zawiera błędów stylistycznych ani nie jest specjalnie wyszukany. Jedną z cech charakterystycznych książek młodzieżowych jest używanie potocznego słownictwa, ale na szczęście w tej książce było go stosunkowo niewiele. Warto zwrócić uwagę na opisy uczuć i myśli Samathy. Były naprawdę dobre. Doskonale oddawały emocje bohaterki i sprawiały, że mogliśmy poczuć to samo, co ona. Niestety z tworzeniem dialogów i opisów autorka poradziła sobie gorzej. Prawdą jest, że nie były złe, ale czegoś im brakowało i po prostu były nudne.

Bohaterowie tej powieści są płytcy. Jedyną realistyczną postacią była Samatha. Doskonale rozumiem to, że autorka chciała pokazać często zgubny wpływ nowych znajomych na nastolatków, ale w kreowaniu ich autorka przekroczyła pewną granicę. Nie wszyscy nastolatkowie są tak płytcy jak Rachel i jej nowi znajomi, a właśnie dzięki takim książkom jesteśmy tak postrzegani, jako osoby dla których nie liczny się nic więcej poza czubkiem własnego nosa i dobrą zabawą.

"Letnia przygoda" to krótka książka idealna na poprawę nastroju. Jest to powieść lekka, przyjemna, której jedynym celem jest zapewnienie nam rozrywki. Mimo to polecam ją, bo już dawno tak dobrze nie bawiłam się przy czytaniu książki młodzieżowej.




***
Ostatnio strasznie zaniedbałam bloga. Wiecie jak to jest, styczeń jest miesiącem wystawiania ocen i nie ma się tyle wolnego czasu co normalnie. Ale dzisiaj rozpoczęłam ferie i mam zamiar spędzić je na nadrabianiu książkowych zaległości, dlatego w najbliższym czasie możecie spodziewać się wielu nowych recenzji.

środa, 16 stycznia 2013

Pierwsze urodziny bloga

Źródło

Po prostu nie mogę uwierzyć, że dzisiaj mija rok odkąd napisałam pierwszą "recenzję" na tym blogu. Czas ten minął mi niesamowicie szybko, właściwie nawet nie wiem kiedy to się stało. Czas ten był naprawdę owocny. W mojej subiektywnej opinii moje recenzje są teraz znacznie lepsze niż kiedyś i łatwiej mi się je pisze. Dzięki prowadzeniu tego bloga poznałam wiele niesamowitych osób, a dzięki waszym blogom poznałam wiele niesamowitych książek.

Rok w liczbach:
Odwiedzin:10 456
Największa liczba odwiedzin w miesiącu:lipiec 2012 rok (1 098)
Najmniejsza liczba odwiedzin w miesiącu:styczeń 2012 rok (153)
Komentarzy:996
Liczba wszystkich recenzji:67
Najwięcej przeczytanych książek w miesiącu:sierpień 2012 rok (14)
Najmniej przeczytanych książek w miesiącu:grudzień 2012 rok (2)
Zorganizowanych konkursów: 0 (obiecuję poprawić się w tym roku)
Nawiązanych współprac: 1 (Studio Astropsychlogii)

poniedziałek, 14 stycznia 2013

068."Lucyfer.Moja historia" Victoria Gische

Przeczytałam kiedyś w jakimś artykule, że żadna książka tak naprawdę nie jest oryginalna, że każda z nich w mniejszym lub większym stopniu bazuje na innej, a ta z kolei na następnej. Do tej pory ta teoria się sprawdzała, bo w każdej książce zdołałam odkryć jakiś schemat, który po prostu został powielony. Z tą powieścią było inaczej. Chociaż bardzo się starałam odkryć jakiś powielony schemat to nie udało mi się to. Dopiero po czasie odkryłam, że nie znalazłam nic, bo książka pt.:"Lucyfer. Moja historia" autorstwa Victori Gisch po prostu nie powiela żadnych znanych mi schematów.

Marek to zwykły dziennikarz. Któregoś dnia na przyjęciu spotyka swojedo dawnego przyjaciela (lekarza), który namawia go do odwiedzenia nietypowego pacjenta. Szukający sensacji dziennikarz zgadza się, nie podejrzewają nawet jaką "bombę" odkryje. Pacjent przedstawia się jako Lucyfer, co sprawia, że Marek zaczyna uważać go za wariata. Ale z każdą historią opowiedzianą przez tytułowego bohatera Marek zaczyna coraz bardziej wierzyć, że naprawdę rozmawia z Lucyferem, a wtedy dopiero zaczynają się kłopoty...

Jednym z największych atutów tej powieści jest ciekawy i nietypowy pomysł autorki na fabułę. Muszę przyznać, że jeszcze nigdy nie czytałam książki, choć odrobinę podobnej do tej. Ciekawym zabiegiem ze strony autorki jest także to, że historię poznajemy z opowieści Lucyfera, a nie towarzysząc bohaterom w czasie ich trwania (chociaż i to się zdarza). Mówiąc o zaletach nie możemy zapomnieć o tym jak realistycznie są historyczne wydarzenia, w które autorka wplata postać Lucyfera. Naprawdę nietrudno uwierzyć, że maczał on w nich palce. Najbardziej niesamowite w tej książce jest jednak zakończenie. Sprawia, że nie możemy doczekać się momentu, w którym sięgniemy po drugi tom tej serii.

Styl pisania autorki nie przypadł mi do gustu. Niestety bardzo widoczne jest to, że autorka jest nowicjuszką. W wielu momentach po prostu coś "zgrzytało". Uważam, że przyczyniły się do tego także ciągłe zmiany narracji. Przez nie ciężko było mi się skupić na treści książki, bo po prostu cały czas zastanawiałam się kto w danej chwilii opowiada. Muszę jednak przyznać, że styl pisania autorki poprawiał się z każdą kolejną stroną. Coraz więcej było interesujących dialogów i realistycznych opisów, co przyczyniło się do tego, że drugą połowę książki przeczytałam znacznie szybciej niż pierwszą.

Bohaterom tej powieści nie mogę mieć nic do zarzucenia. Wszyscy są bardzo realistyczni i dobrze wykreowani. Bardzo podobało mi się także stopniowe poznawanie się dwójki głównych bohaterów i to jak coraz bardziej się zaprzyjaźniali. Ciekawie pokazana była także powolna zmiana nastawienia Marka do Lucyfera.

Książka ta należy do jednej z najciekawszych i najbardziej nietypowych, jakie w życiu przeczytałam. Małą przeszkodą przez którą nie mogę nazwać tej książki idealną, jest styl pisania autorki. Jestem jednak pewna, że w kolejnych częściach on się poprawi (poprawił się znacznie już w drugiej połowie książki) i dlatego z chęcią sięgnę po kolejny tom tej serii.



             Książkę miałam przyjemność przeczytać, dzięki uprzejmości autorki książki.

wtorek, 1 stycznia 2013

067."Spowiedź heretyka" rozmawiają Piotr Weltrowski i Krzysztof Azarewicz

Źródło
Jestem świadoma istnienia w polskim społeczeństwie wielu krzywdzących stereotypów. Najbardziej przez takie stereotypowe myślenie cierpią ludzie oryginalni, którzy wyróżniają się na tle szarego tłumu. Jednym z takich ludzi jest Adam Darski, znany także jako Nergal - człowiek wobec którego nikt nie może pozostać neutralny.

Sięgnęłam po książkę, której jest głównym bohaterem, ponieważ chciałam zobaczyć jaki jest naprawdę. Telewizja pokazuje go jako satanistę, który na scenie podarł "Biblię". Plotkarskie serwisy jako mężczyznę, który wybił się dzięki Dodzie. A książka? W "Spowiedzi heretyka" możemy zobaczyć zupełnie innego Nergala, człowieka, który jest po prostu całym sercem oddany muzyce.

"Spowiedź heretyka" to książka, która jest trwającym prawie czterysta stron wywiadem. Zazwyczaj wywiady mnie nudzą, bo pytania są banalne, a odpowiedzi (o ile to w ogóle możliwe) jeszcze bardziej banalne. Nie oczekiwałam od tej książki niczego innego. Okazało się, że bardzo się pomyliłam. Pan Piotr Weltrowski i pan Krzysztof Azarewicz mistrzowsko wywiązali się ze swojego zadania. Kolejne rozdziały pochłania się niesamowicie szybko, a gdy okazuje się, że dotarliśmy do końca jesteśmy zdziwieni, że tak szybko zakończyła się nasza przygoda z tą lekturą. Niemały wpływ mają na to stawiane Nergalowi pytania. One wcale nie są banalne, poruszają wiele interesujących tematów i są po prostu niesamowite. Jeszcze ciekawsze są odpowiedzi Nergala, który okazuje się nie być wcale taki zły na jakiego kreują go media. Z rozbrajającą wręcz szczerością odpowiada na pytania dotyczące jego dzieciństwa, młodości, pierwszych muzycznych prób, a w końcu także o związku z Dodą i o walce z chorobą. Przyznam szczerze, że czytając o jego walce z białaczką po prostu się załamałam. Nie mogłam uwierzyć, że ludzie mogą być tak okropni, żeby w takim momencie powiedzieć mu, że to kara za to co robi. Zresztą, żeby przekonać się o ludzkiej nieczułości wcale nie trzeba czytać jego książki, wystarczy wejść na popularne strony ze śmiesznymi obrazkami i wpisać w wyszukiwarce hasło Nergal. Znajdziemy wiele obrazków, których autorzy cieszą się z choroby Nergala. Jak można upaść tak nisko? Rozumiem, że nie każdy musi lubić Nergala, jego muzykę czy poglądy, ale to nie jest powód, żeby życzyć komuś śmierci i cieszyć się z jego choroby.

"Spowiedź heretyka" to nietypowa książka, bo i sam Nergal zwyczajny nie jest. Uważam, że książkę tą warto przeczytać nawet, a może zwłaszcza wtedy, gdy mamy zupełnie inne poglądy niż jej główny bohater. Wiadomo, książka nie obyła się bez prowokacji, ale myślę, że mimo to warto ją przeczytać i poznać człowieka, którego największą miłością jest muzyka.

Na koniec mam dla was mój ulubiony cytat z tej właśnie książki:
"Śmiertelną chorobę pokonałeś jedną, rozstań przeżyłeś znacznie więcej.
W pewien sposób nauczyłem się nawet rozstawać. To nie zmienia jednak siły ciosu - po prostu wiem, jak leczyć rany. Człowiek czuje się w takiej chwili jak małe dziecko w środku lasu. Jest ciemno, a ty nie wiesz, w którą stronę iść. I to uczucie pozostaje. Uczę się jednak. Wiem, że zamiast biec na oślep, trzeba poczekać do wschodu słońca. Światło pojawia się zawsze, chociaż nigdy od razu. Tak naprawdę nie mam jednak pewności, czy w momencie, gdy znów znajdę się w takiej sytuacji, nie spanikuję i nie zacznę gnać bez celu przed siebie. Tego człowiek nigdy nie wie, prawda?"

środa, 26 grudnia 2012

066."Miasto Śniących Książek" Walter Moers


"Czytanie jest inteligentną metodą oszczędzania sobie samodzielnego myślenia"*

Źródło
Kiedy ktoś przeczyta kilkadziesiąt książek staje się strasznie zarozumiały. Uważa, że nic nie jest w stanie go zaskoczyć. Jest to błędne myślenie, ale przyznam szczerze, że przed przeczytaniem "Miasta Śniących Książek" Waltera Moersa sama tak myślałam. W końcu w każdym gatunku książek występują znane wszystkim schematy np. w fantastyce prawie zawsze bohater lub grupa bohaterów musi uratować świat przed złem. Po tej książce spodziewałam się więc powielenia tego schematu. Możecie więc wyobrazić sobie moje zdziwienie, gdy okazało się, że książka ta nie przypomina niczego co do tej pory czytałam.

Hildegunst Rzeźbiarz Mitów to młody poeta. Mieszka w Twierdzy Smoków i uczy się literackiego rzemiosła od swojego ojca poetyckiego. Nic nie wskazuje na to, że jego życie tak strasznie się zmieni. Wszystko zaczyna się właściwie niewinnie. Umiera jego ojciec poetycki, a w spadku zostawia mu jedynie rękopis. Hildegunst jest mocno zawiedziony, ale tylko do czasu przeczytania rękopisu, bo on zmienia jego życie. Rękopis ten jest idealny pod każdym względem. Bohater jest załamany, stwierdza, że nigdy nie będzie w stanie napisać czegoś równie dobrego, traci sens życia. Postanawia jednak spełnić ostatnią wolę swojego ojca poetyckiego i wyrusza do Księgogrodu, aby odnaleźć autora tego arcydzieła. Tam dopiero rozpoczyna się prawdziwa akcja...

Tak naprawdę ani skrócony opis fabuły ani te kilka zdań na okładce książki nie przygotują nas do tego, co znajdziemy wewnątrz. Spodziewałam się zwyczajnej książki, która po prostu powiela schematy. Okazało się, że książka ta łamie wszystkie schematy i jest wyjątkowa. Fabuła jest naprawdę ciekawa. Ze strony na stronę historia staje się coraz bardziej interesująca, a my nie możemy wprost oderwać się od lektury. Niemały wpływa ma na to styl pisania autora. Niestety o tym nie mogę wypowiadać się już w samych superlatywach. Autor stworzył świat powieści od początku do końca sam, co na pewno było bardzo trudnym i czasochłonnym zadaniem. Świat ten jest nietypowy. Któż z nas nie myślał chociaż raz jak żyłoby nam się w świecie, gdzie książki są najważniejsze, gdzie wokół książek, księgarń i antykwariatów kręciłoby się całe życie. Autor wychodzi tu naprzeciw naszym oczekiwaniom. Wymyśla więc miasto Księgogród, miasto równie piękne i bajeczne, co niebezpieczne. Samym pomysłem przeniesienia akcji powieści w takie miejsce autor zdobył sobie moją sympatię. Niestety nie zawsze było tak różowo. Opisy czasami były zbyt długie, nic nie wnoszące do akcji i po prostu nudne. Bardzo mnie irytowały, zwłaszcza wtedy, gdy pojawiały się w kulminacyjnym momencie, kiedy nie mogłam się doczekać rozwiązania, a tu pojawiał się np. opis pokoju. Troszkę lepiej autor poradził sobie z dialogami. Bardzo przyjemnie się je czytało, bo w większości wydawały się one po prostu naturalne.

Bohaterowie tej powieści są bardzo różnorodni. Jednych dało się polubić od razu, a innych dopiero po czasie. Myślę, że niemały wpływa na to miało to, że poznawaliśmy ich wszystkich z punktu widzenia głównego bohatera (który był także narratorem). Jest on szczery, czasem łatwowierny i bezinteresownie miły. Patrzy na świat oczami dziecka, docenia wszystko to, co dostaje od losu, nie poddaje się i ufa wielu osobom, chociaż czasem to zaufanie jest sprawcą jego kłopotów. Większość książki bohater jest samotny, ale kiedy pojawiają się jakieś inne postacie to zawsze są wyśmienicie opisane. Często także zilustrowane i to przez samego autora książki. Najbardziej polubiłam Buchlingi, zwane także Straszliwymi Buchlingami, które uczą się na pamięć całej twórczości ulubionego autora. Te stworzenia i sposób, w jaki zaopiekowały się naszym bohaterem sprawiają, że (przynajmniej ja) nie mogę myśleć o nich inaczej niż jako słodkich potworkach.

"Miasto Śniących Książek" to powieść absolutnie wyjątkowa. Autorowi udało się stworzyć niesamowity klimat i świat, do którego na pewno będę wracać. Cała historia jest bardzo interesująca i wprost nie można przerwać lektury. Niestety styl pisania autora nie jest jeszcze idealny, ale wyjątkowo mi to nie przeszkadza. Przecież nie ma książek idealnych, ale tej do ideału naprawdę niewiele brakuje.



*Cytat pochodzi z "Miasta Śniących Książek" Waltera Moersa ze str.268