środa, 26 grudnia 2012

066."Miasto Śniących Książek" Walter Moers


"Czytanie jest inteligentną metodą oszczędzania sobie samodzielnego myślenia"*

Źródło
Kiedy ktoś przeczyta kilkadziesiąt książek staje się strasznie zarozumiały. Uważa, że nic nie jest w stanie go zaskoczyć. Jest to błędne myślenie, ale przyznam szczerze, że przed przeczytaniem "Miasta Śniących Książek" Waltera Moersa sama tak myślałam. W końcu w każdym gatunku książek występują znane wszystkim schematy np. w fantastyce prawie zawsze bohater lub grupa bohaterów musi uratować świat przed złem. Po tej książce spodziewałam się więc powielenia tego schematu. Możecie więc wyobrazić sobie moje zdziwienie, gdy okazało się, że książka ta nie przypomina niczego co do tej pory czytałam.

Hildegunst Rzeźbiarz Mitów to młody poeta. Mieszka w Twierdzy Smoków i uczy się literackiego rzemiosła od swojego ojca poetyckiego. Nic nie wskazuje na to, że jego życie tak strasznie się zmieni. Wszystko zaczyna się właściwie niewinnie. Umiera jego ojciec poetycki, a w spadku zostawia mu jedynie rękopis. Hildegunst jest mocno zawiedziony, ale tylko do czasu przeczytania rękopisu, bo on zmienia jego życie. Rękopis ten jest idealny pod każdym względem. Bohater jest załamany, stwierdza, że nigdy nie będzie w stanie napisać czegoś równie dobrego, traci sens życia. Postanawia jednak spełnić ostatnią wolę swojego ojca poetyckiego i wyrusza do Księgogrodu, aby odnaleźć autora tego arcydzieła. Tam dopiero rozpoczyna się prawdziwa akcja...

Tak naprawdę ani skrócony opis fabuły ani te kilka zdań na okładce książki nie przygotują nas do tego, co znajdziemy wewnątrz. Spodziewałam się zwyczajnej książki, która po prostu powiela schematy. Okazało się, że książka ta łamie wszystkie schematy i jest wyjątkowa. Fabuła jest naprawdę ciekawa. Ze strony na stronę historia staje się coraz bardziej interesująca, a my nie możemy wprost oderwać się od lektury. Niemały wpływa ma na to styl pisania autora. Niestety o tym nie mogę wypowiadać się już w samych superlatywach. Autor stworzył świat powieści od początku do końca sam, co na pewno było bardzo trudnym i czasochłonnym zadaniem. Świat ten jest nietypowy. Któż z nas nie myślał chociaż raz jak żyłoby nam się w świecie, gdzie książki są najważniejsze, gdzie wokół książek, księgarń i antykwariatów kręciłoby się całe życie. Autor wychodzi tu naprzeciw naszym oczekiwaniom. Wymyśla więc miasto Księgogród, miasto równie piękne i bajeczne, co niebezpieczne. Samym pomysłem przeniesienia akcji powieści w takie miejsce autor zdobył sobie moją sympatię. Niestety nie zawsze było tak różowo. Opisy czasami były zbyt długie, nic nie wnoszące do akcji i po prostu nudne. Bardzo mnie irytowały, zwłaszcza wtedy, gdy pojawiały się w kulminacyjnym momencie, kiedy nie mogłam się doczekać rozwiązania, a tu pojawiał się np. opis pokoju. Troszkę lepiej autor poradził sobie z dialogami. Bardzo przyjemnie się je czytało, bo w większości wydawały się one po prostu naturalne.

Bohaterowie tej powieści są bardzo różnorodni. Jednych dało się polubić od razu, a innych dopiero po czasie. Myślę, że niemały wpływa na to miało to, że poznawaliśmy ich wszystkich z punktu widzenia głównego bohatera (który był także narratorem). Jest on szczery, czasem łatwowierny i bezinteresownie miły. Patrzy na świat oczami dziecka, docenia wszystko to, co dostaje od losu, nie poddaje się i ufa wielu osobom, chociaż czasem to zaufanie jest sprawcą jego kłopotów. Większość książki bohater jest samotny, ale kiedy pojawiają się jakieś inne postacie to zawsze są wyśmienicie opisane. Często także zilustrowane i to przez samego autora książki. Najbardziej polubiłam Buchlingi, zwane także Straszliwymi Buchlingami, które uczą się na pamięć całej twórczości ulubionego autora. Te stworzenia i sposób, w jaki zaopiekowały się naszym bohaterem sprawiają, że (przynajmniej ja) nie mogę myśleć o nich inaczej niż jako słodkich potworkach.

"Miasto Śniących Książek" to powieść absolutnie wyjątkowa. Autorowi udało się stworzyć niesamowity klimat i świat, do którego na pewno będę wracać. Cała historia jest bardzo interesująca i wprost nie można przerwać lektury. Niestety styl pisania autora nie jest jeszcze idealny, ale wyjątkowo mi to nie przeszkadza. Przecież nie ma książek idealnych, ale tej do ideału naprawdę niewiele brakuje.



*Cytat pochodzi z "Miasta Śniących Książek" Waltera Moersa ze str.268

sobota, 22 grudnia 2012

065. "Robinson Kruzoe" Stanisław Stampf'l

„O tym, czym naprawdę jest wolność, wiedzą niestety tylko ci, co ją stracili”* 


Źródło
Napisano już wiele książek o dalekich podróżach i wielkich odkryciach. Jednak ja przeczytałam tylko jedną książkę z tego gatunku i nie zamierzam czytać żadnej innej. Nie dlatego, że mi się nie spodobała, wręcz przeciwnie, uważam ją za tak dobrą, że jestem pewna, że żadna inna by jej nie dorównała. Czytałam ją już dość dawno i dlatego ostatnio postanowiłam do niej wrócić. Książka o której mówię jest na pewno znana większości czytelników, bo jest ona jedną z lektur szkolnych, nosi ona tytuł „Przygody Robinsona Kruzoe”, a napisał ją Daniel Defoe. Sięgając po „Robinsona Kruzoe” byłam pewna, że będę czytać książkę Daniela Defoe. Dopiero w czasie czytania i w miarę odnajdywania kolejnych różnic doszłam do wniosku, że jest to inna książka, a napisał ją Stanisław Stampf’l na postawie książki Daniela Defoe.  O autorze udało mi się dowiedzieć bardzo niewiele – był polskim dziennikarzem, literatą i twórcą słuchowisk radiowych. Czy jego książka zasługuje na uwagę?

Treść książki nie jest chyba nikomu obca. Opowiada ona o losach Robinsona Kruzoe – młodego mężczyzny, który pragnie zasmakować życia na morzu wbrew woli rodziców. Ucieka więc z domu i udaje się w podróż, ale niestety jego pierwsza wycieczka nie kończy się szczęśliwie. Wydawać by się mogło, że po porażce młodzieniec szybko wróci do domu, ale (niestety) tak się nie dzieje. Robinson postanawia wyruszyć w kolejną podróż, a później w następną. Po drodze przeżywa bardzo wiele przygód i niesamowitych sytuacji. W końcu ląduje na bezludnej wyspie, na której musi nauczyć się żyć. Ale czy syn kupca jest w stanie przeżyć w miejscu, gdzie zdany jest tylko na siebie? Na wyspie nikt nie zrobi nic za niego, musi nauczyć się wielu rzeczy i zapomnieć o życiu, które wcześniej wiódł.

Kiedy pierwszy raz sięgnęłam po książkę Daniela Defoe spodziewałam się kolejnej nudnej lektury i bardzo się zdziwiłam, bo okazało się, że książka ta jest jedną z lepszych i najciekawszych, którą przeczytałam. Po latach postanowiłam sprawdzić, czy książka ta wywoła we mnie takie same uczucia.  Przypadek sprawił, że trafiłam na książkę Stanisława Stampf’la, ale absolutnie nie jestem z tego powodu zawiedziona. Ten polski autor naprawdę dobrze poradził sobie z opisaniem historii Kruzoe. Wydawać by się mogło, że książka napisana na podstawie innej książki niczym nie może zaskoczyć, ale ta książka łamie schemat. Prawdą jest, że książka w bardzo niewielu momentach różni się od pierwowzoru, ale w żadnym wypadku nie jest to wada. To tamtą książkę pokochałam, więc bardzo się cieszę, że ta książka jest do niej podobna. Poza tym autor ma naprawdę wielki talent pisarski. Historie, które opowiada pisane są dynamicznie, opisy przyrody zachwycają swoją szczegółowością, a monologi skłaniają do przemyśleń. Kolejną zaletą jest to, że autor wiele razy zmienia narrację, raz stosuje narrację pierwszoosobową, a raz trzecio osobową, jako wpisy z pamiętnika Robinsona. Obie formy bardzo szczegółowo opisują uczucie zagubienia, które u Robinsona dominuje. Nie mogę zdecydować, która z form narracji podoba mi się bardziej, bo uwielbiam obie.

 Trudno jest mi mówić o bohaterach książki, kiedy bohater jest w zasadzie tylko jeden. Wydawać by się mogło, że będzie się to wiązać się z nudą. W końcu brak bohaterów oznacza brak dialogów. Autor jednak dobrze nam to wynagradza – poprzez liczne monologi. Ale nie są one zwyczajnie. Pokazują stopniową przemianę bohatera, opowiadają o jego uczuciach, o tym jak ciężko jest czasem żyć bez ludzi, zwłaszcza wtedy, gdy potrzebuje się ich pomocy, albo wtedy kiedy po latach przemyśleń chciałoby się wynagrodzić im wyrządzone krzywdy. Trzeba przyznać, że Robinson mimo licznych zalet, popełnił w młodości wiele błędów, którymi się zadręcza i których mimo ogromnych chęci nie będzie w stanie wynagrodzić. Nie jest jednak tak, że Robinson dostrzega swoje błędy od razu. Dopiero po kilku latach pobytu na wyspie, po wielu przemyśleniach i po długotrwałym procesie dorastania bohatera, zauważa on jak bardzo skrzywdził bliskich mu ludzi. Robinson bardzo się zmienia, można odnieść wrażenie, że bohater jest zupełnie inną postacią. Ale spójrzmy prawdzie w oczy, czy ktokolwiek z nas pozostałby takim samym człowiekiem po spędzeniu kilkunastu lat samotnie na wyspie? Zdecydowanie nie.  

„Robinson Kruzoe” to książka, którą uwielbiam. Autor idealnie przedstawił nam historię autorstwa Daniela Defoe. Nie sposób jest wybrać, która z tych książek jest lepsza, ponieważ obie są dobre i obie uwielbiam. Przeczytanie tej książki zmieniło mój pogląd na czytanie innych książek o podróżach, zauważyłam, że inna powieść o podróżach także mi się spodobała, więc w przyszłości na pewno będę czytać kolejne książki o podobnej tematyce. Myślę, że nie muszę dodawać, że bardzo polecam tą książkę, w końcu widać po recenzji jak bardzo mi się spodobała. Moim zdaniem wszyscy, którzy jeszcze nie przeczytali tej powieści czy też oryginału Daniela Defoe powinni jak najszybciej to zmienić.



*”Robinson Kruzoe” Stanisław Stampf’l str.47